Samolot wystartował i wzbijał się teraz nad ziemię bardzo szybko. Po chwili ujrzałam za oknem gęsty, biały puch. Byliśmy na tyle wysoko, że chmury były na wyciągnięcie dłoni. Wpatrywałam się w nie jak zahipnotyzowana. Położyłam dłoń na szybie mając nadzieję, że dotknę chmur, ale niestety... Usłyszałam cichy śmiech. Od razu odwróciłam się w jego stronę. Prędzej z odruchu niż ciekawości.
Klaus wpatrywał się we mnie z uśmiechem na twarzy.
- Co cię tak rozśmieszyło? - Spytałam udając urażoną.
- Nic. - Mówił przez śmiech.
- Nie ładnie naśmiewać się ze swojej dziewczyny. - Mruknęłam na co mój ukochany odpowiedział pocałunkiem. Po takim geście nie mogłam już dłużej udawać. Uśmiechnęłam się do niego i położyłam na jego ramieniu.
- I pomyśleć, że się bałam. - Zaśmiałam się sama z siebie.
- No właśnie... Zabiła całą bandę Shinishiego, ale bała się lecieć samolotem. - Zażartował. Zaśmialiśmy się tylko i umilkliśmy. Zamknęłam oczy i odpłynęłam.
Widziałam przed sobą tylko las. Ciemny las, który oświecał tylko księżyc w pełni, prezentujący się w całej okazałości. Niepewnie ruszyłam na przód, choć tak naprawdę tego nie chciałam. Moje nogi same szły w tamtą stronę nie zważając na moje protesty. W końcu znalazłam się w środku lasu i chcąc, nie chcąc musiałam poczekać aż ktoś po mnie przyjdzie, bo nie znałam drogi powrotnej.
Spostrzegłam staw, lecz był pełen czarnej jak smoła wody. Zbliżyłam się tam i ujrzałam jakieś odbicie, ale to nie byłam ja. To był mój ukochany. Klaus.
- Czekałem na ciebie - usłyszałam znajomy mi głos, lecz teraz brzmiał zaskakująco przerażająca.
Błyskawicznie odwróciłam się w jego stronę, lecz nikogo nie zobaczyłam. Wiedziałam kto to mówił, ale bałam się... Nie wiedziałam gdzie jest.
- Klaus, gdzie ja jestem?! O co w tym wszystkim chodzi?
Spytałam cały czas się obracając. Cała drgałam. Nie mogłam znieść myśli, że jak tylko przestanę uważać ktoś mnie zaatakuje. Choć... Przecież był tu Klaus, ale był zupełnie inną osobą. Jakby jego cała miłość do mnie odeszła.
- Caroline... To tylko twój głupkowaty sen, ale sama nie wiesz ile takowy może zmienić... - Usłyszałam, a po niecałej sekundzie, nie więcej niż dwa centymetry ode mnie pojawił się Klaus.
Przestraszyłam się i wpadłam do stawu z czarną wodą. Unosiłam się na powierzchni tej cieczy bardzo łatwo.
- Bo widzisz Caroline... Miłość... - Kontynuował swoją wypowiedź Klaus. - Miłość to jest takie cholerne coś, co niszczy człowieka. Niszczy go od środka, a ona sam nie wie, kiedy to się dzieje. To cholerstwo zabija każdego... Dlatego ja nie potrafię kochać. Tylko dlatego jeszcze żyję. Bo miłość by mnie zabiła. A przecież ty żyjesz z myślą, że bardzo cię kocham... Powinnaś wiedzieć, że to nie prawda. Bo gdybym cię kochał, to już bym nie żył.
Poczułam jak łzy spływają mi po twarzy.
- Ale mówiłeś...
- Kłamałem - wszedł mi w słowo.
Był bardzo spokojny chodził wokoło nie zważając na moje uczucia mówił prosto z mostu co o mnie myśli. Poczułam, że nagle zaczynam tonąć. Woda przyciąga mnie pod swoją płytę, a ja nie mam siły dalej walczyć. Byłam już zmęczona, ale nie mogłam dać za wygraną. Wiedziałam, że umrę.
- Klaus, ja cię kocham. Przecież ty to wiesz.... Ty też mnie kochasz... Jesteśmy... Szczęśliwi... - Jego lodowate spojrzenie topiło mnie bez żadnego dotyku.
- Nie Caroline. Nie mógłbym cię pokochać. Ty nie jesteś kimś. Jesteś nikim. - Powiedział, a ja, wyczerpana, zanurzyłam się już cała. Nie mogłam oddychać. Nie mogłam nawet się ruszyć. Opadłam na piasek z zamkniętymi oczami gotowa by umrzeć, ale śmierć nie nadchodziła. Tak jakby chciała jeszcze popatrzeć na moje męki, a dopiero potem, z litości pochłonąć mnie.
- Tak właśnie się to skończy... - Usłyszałam i nagle otworzyłam oczy.
Z mojego gardła wydał się krzyk i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że jestem w samolocie i teraz wszyscy pasażerowie skupili na mnie swoje zdziwione spojrzenia.
Poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciłam się przestraszona w jej stronę. Był to Klaus. Spoglądał na mnie ze zdumieniem, ale zauważyłam... Zauważyłam, że martwi się o mnie.
- Zostaw mnie. - Warknęłam odsuwając się od niego. Nie mogłam już rozróżnić, czy to było na prawdę, czy nie.
- Caroline, co się stało. - Powiedział miłym, kojącym tonem. Nie takim jak wtedy.
- Mówiłeś, że mnie nie kochasz... Że jestem nikim. - Wyjąkałam przez łzy.
- Ależ Caroline, jesteś kimś! I to kimś wyjątkowym! Pochłonęłaś moje serce. Kocham cię. Kocham cię nad życie! Nigdy w życiu nie mów, że jest inaczej.
I wtedy stało się coś bardzo dziwnego. Wpadłam w jego objęcia. Mimo własnej woli przytuliłam się do niego. A co gorsze. Czułam się cudownie! Chciałam, żeby mnie nie puszczał!
- Kocham cię. - Szepnęłam.
- Ja ciebie też. - Usłyszałam w odpowiedzi.
__________________________________
Co sądzicie? Jak się podoba. Według mnie nie jest zły, ale nie powiem, że jest cudowny. Komentujcie i piszcie co o nim sądzicie, bo to mi daje wenę!
Boski rozdział! Czekam aż dotrą na miejsce, kocham Caroline i Klausa oni są rewelacyjni. Chcę więcej...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;**
Ten sen Caroline był przerażający! Już myślałam, że Klaus wszedł jej do snu! Uff... Chyba się pomyliłam! (mam taką nadzieję!) Czekam na kolejny rozdział. ;)
OdpowiedzUsuńCudny rozdział. Opisałaś to tak realnie że cała tą scene mam dalej przed oczami..Chce więcej i życzę weny:*
OdpowiedzUsuńO kurcze! Ale Rozdział!!! Normalnie rozwaliłaś mnie tym snem Caroline.... Po prostu szok...;) Czekam na więcej!!!!
OdpowiedzUsuńBosko opisałaś ten sen. : D
OdpowiedzUsuńSłodko, jak tak się kochają. ; )
Życzę weny.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKiedy następny? Już się nie mogę doczekać;)
OdpowiedzUsuńP.S. U mnie kolejny rozdział, zapraszam.