piątek, 17 sierpnia 2012

Rozdział 22

Caroline:

  Podążaliśmy w stronę lasu. W sumie to właśnie wchodziliśmy do środka. Nasza "armia" nie była zbyt wielka. Klaus pewnym krokiem szedł na czele. Prowadził nas na miejsce. Za nim podążali jego bracia i Rebekah. Również byli dumni i pewni siebie. Nie można było w nich wyczuć nawet nutki strachu. Podążali nieustraszeni. Jakby to była codzienność. Jakby do tego można się było przyzwyczaić... Jakby strach odszedł od nich razem z wiekiem.
  Za nimi podążali bracia Salvatore i ja. Oni również byli odważni... Lecz nie dorównywali pierwotnym. Tylko ja byłam przestraszona. Bałam się jak nigdy dotąd. Starałam się oddychać płytko, lecz nie za bardzo mi to wychodziło.
  Nagle się zatrzymaliśmy. Wynurzyłam głowę zza pierwotnych i dostrzegłam znajome mi miejsce. Moje serce przeszył ból i rozpacz. Klaus stał nieporuszony. Widocznie już zapomniał co tu się stało... Co zrobił jego brat. Ogarnął mnie gniew, który powoli przeradzał się w furię... Chciałam tylko jednego. Chciałam krwi. Krwi moich wrogów. Chciałam ich zabić. Chciałam pomścić Tylera. W końcu powinnam to zrobić już dawno. Zasłużył na pomstę... Kochałam go.
  Moje kły wydłużyły się, a moja mina nie wskazywała nic dobrego dla przeciwników. Poczułam na rękach dwa, silne uściski. To Damon i Stefan chcieli mnie pohamować.
  - Musimy czekać na znak od Klausa - powiedział młodszy z Salvatore'ów. Poznałam go tylko po głosie, bo moje oczy były już przyćmione rządzą zemsty. A najgorsze jest to, że zabójca mojego chłopaka znajduje się właśnie przede mną. Jeden krok. Chciałabym go zabić, ale jest silniejszy. Nie dopuszczałam do siebie tej myśli, choć ona niezdarnie próbowała się przedrzeć przed gruby mur żądzy zemsty.
  Zrobiłam malutki krok do przodu. Uściski na moich rękach zacieśniły się.
  - Caroline, uspokój się. - Usłyszałam kojący głos.
  Coś sprawiło, że chciałam go słuchać, że byłam spokojniejsza. Przestałam nieudolnie wyrywać się w przód. A potem zobaczyłam jego twarz. Twarz Klausa. Teraz już było ze mną wszystko w porządku. Mimo tej czystej nienawiści jaką żywiłam do Kola... To nie był czas, aby ośmieszać się próbując go zabić.
  Moich uszu dobiegł głośny śmiech. Zacisnęłam dłonie w pieści.
  - Wytrzymam. - Oznajmiłam wbijając wzrok w ziemię.
  Po chwili odważyłam się przenieść wzrok na przeciwników. Ten widok był bardzo nietypowy.
  Kobieta i mężczyzna stojący na czele, ubrani w czarne stroje. Dziewczyna długie, kruczoczarne włosy związała w kucyk. Widziałam jak jej czerwone końcówki powiewają wraz z wiatrem.
  Za tymi dwojgiem stało około dziesięć dziewczyn powyginanych na różne strony. Stały tak bardzo nienaturalnie i do tego ich ciuchy były zmasakrowane. Ich ciała były pokryte ranami, lecz one się tym nie przejmowały. Ten widok przyprawiał mnie o mdłości.

  Shinishi zrobił krok ku Klausowi. Ten od razu rzucił się na przeciwnika. To miało chyba znaczyć jako początek. Moim celem były obrzydliwe istoty, które kiedyś były normalnymi dziewczynami. W wampirzym tempie podbiegłam do jednej z nich. Jej dłonie od razu powędrowały w moją stronę. Chciała atakować, lecz była bardzo powolna. Od razu chwyciłam jej głowę i oderwałam ją od reszty tułowia. Wykonując wyrok zacisnęłam oczy, które napłynęły łzami. Po omacku chwyciłam jej rękę. Przynajmniej tak mi się zdawało - miała pięć długich palców - i zrobiłam z nią to samo co z głową. Jakimś cudem udało mi się ją pozbawić reszty kończyn, lecz byłam dla niej pełna współczucia. Z moich oczu płynęły łzy.
  Nie byłam już tak groźna jak wcześniej.
  Biegnąc ku kolejnej ofierze spostrzegłam staw. Przypomniały mi się moje próby uratowania Tylera i znów zawładnęła mną złość. Ogarnął mnie strach, który nie był taki jak u innych. Mój strach pragnął być zwalczany... Chciał, abym się go pozbyła.
  Bez resztek sumienia rozszarpałam kolejną ofiarę na strzępy... I kolejną... I kolejną... Kiedy spostrzegłam, że już ich nie było. Zostali tylko Shinishi i Misao. Z boku widziałam Kola. Był poraniony... Miał pełno zadrapań. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
  Należało mu się, pomyślałam.
  Patrząc na lisa z sześcioma ogonami, z którym zmagał się mój ukochany furia przejęła nade mną górę. Przewagę... Może nawet liczebną. Chciałam tylko śmierci tej jednej osoby. Jego siostra mogła żyć. Nie przeszkadzało mi to. Zależało mi tylko na Shinishim. Pewnym krokiem podążyłam przed siebie. W stronę toczącego się pojedynku. Damon i Stefan próbowali mnie zatrzymać rzucając się na mnie, lecz jednym zgrabnym ruchem powaliłam ich obydwoje na ziemię.
  Widziałam tylko mój cel, który miał zginąć. Chciałam zobaczyć jego zwłoki. Tylko to by mnie ucieszyło. Byłam coraz bliżej. Jeszcze tylko jeden mały kroczek... I stałam przed Klausem i Shinishim.
  Damon i Stefan zbierali się z ziemi. Rebekah zajmowała się Kolem, a Elijah walczył z Misao. A ja wtrącałam się do pojedynku. Zyskując przewagę nad nim, przez jego nieuwagę z całej siły kopnęłam Shinishiego w brzuch. Nie wiedziałam, że jestem na tyle silna, aby przez moje uderzenie kitsune znalazł się około pięciu metrów dalej.
  Klaus spojrzał na mnie zdziwiony, lecz nie zwlekając dłużej wykorzystał przewagę nad lisołakiem. Podbiegliśmy do niego w wampirzym tempie z jedną myślą - zabić go. Zaczęłam obładowywać go pięściami w łeb, za to Klaus kopał go.
  - Caroline, myślałem, że przejdziesz na moją stronę - powiedział resztkami sił.
  - Nigdy - warknęłam obdarzając go kolejnym uderzeniem.
  Zauważyłam, że Klaus trzyma w ręku bardzo ostry nóż. Nie minęła sekunda, kiedy pozbawił Shinishiego ogonów.
  Po polanie rozległo się jedno, wielkie rozpaczliwe "nie!" Zapewne jego siostra, ale jakim cudem... Wpół przytomny Elijah leżał na ziemi, a dziewczyna w ludzkiej postaci krzyczała.
   W wampirzym tempie podbiegłam do niej i obdarzyłam ją kopnięciem w nogi, przez co miała się przewrócić. Chciałam zmusić ją do przemiany w lisa. Obładowywałam ją kopnięciami. Z każdym jednym moja siła wzrastała. Aż w końcu się udało. Przede mną stał rozwścieczony lis z sześcioma ogonami. Spoglądała na mnie wściekłym wzrokiem. Szykowała się do ataku, lecz ją uprzedziłam. Kopnęłam ją z całej siły, tak, że uderzyła w drzewo z niewiary godnym trzaskiem. Zobaczyłam, że potężna roślina złamała się i przygniotła ciężarem wroga.
  Teraz tylko patrzyłam. Klaus znalazł się przy niej i zręcznym ruchem odciął jej ogony.
  Nie mogłam uwierzyć, że już po wszystkim. Byłam tak wkurzona, że ledwo utrzymywałam się na nogach.
  Elijah. Przypomniało mi się, że doznał ciężkich obrażeń w tej zaciętej walce. Chciałam mu pomóc. Oprócz Klausa, to on był moim ulubionym pierwotnym. Podbiegłam do niego i przeciągnęłam obok jego brata.
  - Jak im pomóc? - Spytałam Rebekah.
  - Nie wiem. Musimy zanieść ich do domu. - Od kiedy była taka miła? Może gdy jej bracia są w potrzebie nagle staje się cudowną przyjaciółka? Nie wierzę w to.
  Podnosiłam Elijah'a, gdy nagle poczułam, że jest zaskakująco lekki... Ech, to Klaus wziął go z moich ramion.
  - Jakbyś mogła, zajmij się tymi niedołęgami. - Wskazał wzrokiem na Damona i Stefana.
  Podbiegłam do nich i pomogłam wstać.
  - Wow! Caroline! Gdzie ty się tego nauczyłaś?! - Mówił z podziwem Damon.
  - Ja... Ech, sama nie wiem. Po prostu byłam wściekła - zaśmiałam się.

_____________________________________________________

I jak wam się podoba rozdział? Według mnie nie jest zły, choć wydaje mi się, że mogłam postarać się bardziej. Liczę na wasze komentarze, których z każdym rozdziałem jest coraz mniej, a to one mnie inspirują. Bardzo was proszę o komentowanie. Na blogu jest 32 obserwatorów, a komentuje zaledwie siedem osób. Jestem zawiedziona. Myślałam, że będzie ich więcej, ale naprawdę mnie rozczarowaliście. Poza tym Anonimy też mogą komentować, a nikt tego nie robi. Jeśli przeczytałeś, to skomentuj. To naprawdę wiele znaczy.  Jeśli z tymi komentarzami będzie tak dalej, to niestety, ale zakończę pisanie na blogu.

13 komentarzy:

  1. Nie komentuje za często ale ta notka jest cudowna ! oby tak dalej ! czekam na NN :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, ale to jak zawsze. ;* Czekam na kolejny! Caroline nieźle się popisała. ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny rozdział świetny!
    Nie waż się kończyć pisania, bo wychodzi Ci to świetnie.
    Ciekawa jestem, co dalej.
    Czekam na NN ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie próbuj kończyć z pisaniem! Jesteś świetna w tym, co robisz i nie wolno Ci nigdy w to wątpić! Gdybym ja miała się przejmować ilością komentarzy, to już dawno przestałabym pisać :) A to przecież nie jest najważniejsze, choć przyznam, że naprawdę inspirujące :) Cieszę się, że pokazałaś silną stronę osobowości Caroline. Bałam się, że stanie się przestraszonym kurczakiem ,który będzie jedynie obserwował całą tę walkę, lecz nie zdoła przełamać się i do niej dołączyć. To cudowne, że w końcu ukazała się jej waleczna strona, którą wszyscy znamy z serialu :) No i powaliła braci Salvatore :D Zuch dziewczyna! :D
    Pisz szybko kolejny rozdział, bo chcę wiedzieć, co teraz się stanie :) Mam nadzieję, że po tych przejściach Caroline i Klaus zaznają trochę szczęścia i spokoju? Zdecydowanie im się to należy!
    Pozdrawiam Delight (bad-girls-go-everywhere.blog.onet.pl)

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny rozdział, świetnie opisana walka. Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział super!!! Podoba mi się taka odważna i waleczna Caroline:) A no i oczywiście odnosząc się do twojej notki to chciałabym tylko powiedzieć, iż NIE WOLNO CI PRZESTAĆ PISAĆ!!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nowa notka ;) http://be-safe-and-sound-klaus-caroline.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział ! Ja komentuje za każdym razem ;D Wściekłe dziewczyny są groźnee ! xD Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział świetny jak wszystkie zresztą. Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział. ; )
    Zapraszam do mnie ;
    http://carmendante.blogspot.com/
    Życze weny i czekam na następna notkę ; *

    OdpowiedzUsuń
  11. [SPAM]Devon Craft miał cudowne życie. Nie cierpiał na brak pieniędzy, a piękna żona i dwoje beztroskich dzieci nie pozwalali mu się nudzić. Wszystko to rozsypało się, gdy po kłótni z Vanessą zapragnął wyjechać za miasto, odprężyć się i rozładować emocje. Utknął na bocznej drodze, na której czaiło się zło. Chowało się za krzakami czekając na kolejną ofiarę. W walce z nim stracił najcenniejszą rzecz, jaką posiadał – Duszę.
    Zagłęb się w jego historię na: godzina-potepionych.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. wybacz że tak długo mnie nie było, postaram się nadrobić
    a tymczasem zapraszam do mnie na NN

    OdpowiedzUsuń
  13. Genialne przecudowne wspaniałe ! normalnie jesteś fantastyczna oby tak dalej !

    OdpowiedzUsuń