Caroline:
Wstrząsnęło mną przerażenie. Cała się trzęsłam. Nie mogłam opanować dreszczy. Klaus mnie przytulił, lecz pewnie myślał, że jest mi zimno. Wtuliłam się w jego tors, a w mojej głowie pojawiło się tysiące myśli. O co mogło mu chodzić? Czego od nas chciał? Po co miała być ta cała "wojna"? Co chciał w ten sposób osiągnąć? Czy to nie był jakiś kolejny głupi żart? Czy chciał się z nas tylko pośmiać? Czy może na prawdę nas zabić? Jak bardzo chciałam znać odpowiedź na te wszystkie nurtujące mnie pytania. Ta niewiedza była denerwująca... Męcząca.
Spojrzałam na Klausa pytająco. Nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Wpatrywał się pusto w napis na drzwiach. Sama nie chciałam go więcej oglądać, ale moja głowa nie współgrała z moimi pragnieniami i mimo mojej woli odwróciła się i moje oczy skupiły się na zapisanym wyrazie. Oczy od razu go zarejestrowały, a bezczelny umysł zidentyfikował co tam pisze.
Wojna...
Przerażało mnie to. Jedno krótkie słówko, a stawałam się kimś innym. Byłam wściekła... Chciałam zniszczyć ten napis. Lepiej... Wyrwać te drzwi i spalić, a potem zakopać gdzieś głęboko te prochy i uciec.
Wojna... - przeczytałam po raz kolejny.
Wojna, wojna, wojna, wojna.
Za każdym razem ten wyraz dudnił mi w uszach, co bardzo mnie denerwowała. Zacisnęłam zęby, żeby nie krzyczeć. Najchętniej rozszarpałabym Shinishiego na strzępy, ale wiedziałam, że jest silniejszy, a moja śmierć dała by mu tylko frajdę.
- Wygramy. - Szepnęłam z nadzieją.
Mój ukochany tylko smutno się zaśmiał. Nadal na mnie nie spoglądał. Był wściekły, ale nie pokazywał tego.
- Nie, Caroline... - Powiedział bardzo cicho. - To już koniec. Koniec z wampirami. Koniec mnie... I koniec ciebie...
- NIE! - Wrzasnęłam.
- Przepraszam.
- Wygramy to. Będziemy walczyć i wygramy. - Powiedziałam chwytając go za ramiona i potrząsając nim.
Nareszcie na mnie spojrzał, ale... Teraz wolałabym, żeby się znów odwrócił. Był tak zdziwiony, że o mało oczy mu nie wyleciały.
- My? - Spytał po kilku sekundach milczenia. Powiedział to tak jakby nie dosłyszał, a ja wiedziałam, że przecież jest inaczej. Wampiry mają doskonały słuch. Słyszał to... Tylko nie wierzył w to co powiedziałam. Pewnie teraz miał nadzieję, że się przejęzyczyłam.
- Tak. Ja...
- Ty nie będziesz walczyć! - Wykrzyknął.
- Ale dlaczego?! - Wrzasnęłam żądając wyjaśnień.
- Caroline, nie pozwolę, aby coś ci się stało.
- A ja nie pozwolę, żebyś poszedł tam sam.
- Car, proszę cię...
- Nie ma mowy! Idę z tobą! - Krzyczałam. Westchnął ciężko. Chyba zrozumiał, że nie poddam się jego prośbom.
- Możesz pójść, ale będziesz chowała się z tyłu. Nie zbliżysz się na co najmniej dwadzieścia metrów.
- Pójdę tam! I będę walczyła u twojego boku! - Powiedziałam stanowczo.
- Nie pozwolę ci na to! - Wrzasnął wściekły.
- Tak? A co mi zrobisz? - Spytałam przekomarzając się z nim.
- Jeśli będzie trzeba, to nawet zamknę cię gdzieś... Gdziekolwiek... Gdzie się da!
Zdziwił mnie. W sumie to wiedziałam, że jest do tego zdolny... Że to zrobi, jeśli tylko będzie chciał, ale się zdziwiłam. Nie dawałam tego po sobie poznać, więc udając, że w ogóle go nie słuchałam zaczęłam mówić.
- Naucz mnie walczyć.
- Co?!
- Naucz mnie walczyć! - Powiedziałam głośniej. - Bo jeśli nie, to będę musiała walczyć po swojemu, a to nie będzie zbyt dobra technika!
- Dlaczego ty jesteś taka uparta? - Syknął, przez zaciśnięte zęby.
- Zapytaj mojej mamy. - Odpyskowałam. - Zaczynajmy. - Oznajmiłam.
Pokiwał wściekły głową i nagle zniknął. Zwiał! Dlaczego? Co ja takiego zrobiłam? Może poszedł odreagować? Albo zapolować?
Nie miałam pojęcia co się z nim stało, więc po prostu udałam się do mieszkania, rozsiadłam się na kanapie i jak gdyby nigdy nic oglądałam telewizję.
W mojej głowie właśnie panowała burza. Burza z piorunami i do tego z ulewą. Zastanawiałam się co ja teraz właściwie robię. Powinnam przygotowywać się do walki, a nie oglądać jakiś głupi serial. Ale czy w ogóle będę mogła walczyć? Czy zostanę do tego dopuszczona. Czy będę musiała bezczynnie przyglądać się jak giną moi najbliżsi?
Klaus:
Byłem wściekły na Caroline. Co ona sobie myślała? Że ot tak puszczę ją w sam środek bitwy pomiędzy pierwotnymi wampirami, a kitsune? Nie ma mowy. Nigdy w życiu jej na to nie pozwolę. Musiałem jakoś odreagować. Biegłem coraz szybciej. Aż w końcu zatrzymałem się w środku lasu.
Usłyszałem jakiś szmer. Coś tutaj było. Coś... Lub ktoś. Odgłosy dochodziły z różnych stron. Albo bardzo szybko biegał, albo, co było bardziej prawdopodobne, było ich wiele.
Coś zaczęło wynurzać się z krzaków. Jakaś postać czołgała się w moją stronę wyginając swoje ciało tak, jak człowiek tego nie potrafił, a ja przecież wyczuwałem w nim ludzką istotę. Mój bystry wzrok dostrzegł w te postaci dziewczynę. Miała długie, ciemne włosy, które zachodziły jej na twarz, a na sobie miała tylko podartą, kremową sukienkę. Była cała pokaleczona. Z niektórych ran lała się jej jeszcze krew. Poznałem w niej dziewczynę, z którą tuż po przyjeździe do Mystic Falls rozmawiał Shinishi.
Warczała na mnie i zbliżała się stawiając swoje nienaturalne kroki. Dobrze wiedziałem, że musi umrzeć to jest jej koniec... Najchętniej bym ją ugryzł, ale nie byłem pewny, czy jej krew nie zrobi mi niczego szkodliwego, więc po prostu podbiegłem do niej i z prędkością światła skręciłem jej kark.
Dziewczyna upadła na ziemię i zaczęła się trząść. Jakby doznała ataku padaczki. Dotknąłem jej, aby odwrócić ją na plecy i sprawdzić co się z nią dzieje. Jej skóra była teraz o wiele cieplejsza niż wcześniej. Aż parzyła. Odsunąłem się od niej. Spostrzegłem, że jej wcześniej niebieskie oczy zrobiły się czerwone. Zacisnęła ręce w pięści i waliła nimi o ziemię z wielką siłą. Jako człowiek powinna sobie przy tym połamać palce, ale nic jej się nie działo.
Odwróciła się do poprzedniej pozycji. Głowę miała przekrzywioną... Przecież miała skręcony kark. Nie miałem pojęcia jak zabić to stworzenie. To tego z tyłu wyszła jeszcze jedna dziewczyna. Postanowiłem zająć się tą pierwszą.
Zastanawiałem się co mam z nią zrobić. Pomyślałem, że najlepiej będzie urwać jej głowę. Może tak po prostu umrze zamiast stawać się jeszcze gorszym potworem.
Zabrałem się do wykonania swojego zadania i po chwili dziewczyna była już pozbawiona głowy. Leżała ona martwa obok jakiegoś drzewa, ale jej ciało nadal się poruszało. Szło w moją stronę. Nie wiedziałem co mam zrobić. Po prostu zacząłem pozbawiać ją rąk i nóg.
Gdy już skończyłem przestała się ruszać. Nareszcie była martwa. Już nie walczyła. Tylko leżała.
Przyszedł czas na jej towarzyszkę. Powtórzyłem każdy ruch. Nie chciałem żeby stało się z nią to samo co z tamtą na początku.
Kiedy w końcu ich szczątki leżały pod jakimś drzewem odetchnąłem z ulgą, ale nie trwało to długo. Po chwili z krzaków wychodziły nowe potwory...
___________________________________
Co sądzicie o rozdziale? Przepraszam, że dodałam go dopiero teraz, ale jak wspominałam w poprzednim rozdziale byłam na koloni na 12 dni, więc nie miałam jak pisać. Teraz chcę znać waszą opinię na temat mojego rozdziału. Według mnie jest długi. Czego spodziewacie się w kolejnym? Komentujcie!
Świetny. Nie mogę się już doczekać, co będzie dalej. Mam nadzieję, że następny rozdział będzie szybko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Esme. ;*
Bardzo mi się podoba. Szczerze polubiłam Klausa właśnie poprzez sceny z Caroline. Wydawał mi się w nich taki prawdziwy. Przez resztę serialu za nim nie przepadałam, ale gdy nadchodziły sceny z Caroline to się rozpływałam :D
OdpowiedzUsuńGdybyś chciała poczytać zapraszam do siebie: http://osty-jak-kiel.blogspot.com/
I moje własne przemyślenia: http://m-own-w.blogspot.com/
Zapraszam serdecznie;)
Fajny rozdział . : )
OdpowiedzUsuńMasz talent . : *
Zapraszam do mnie :
http://marleyowa.blogspot.com/
Rozdział bardzo ciekawy;) Mam nadzieję, że Klausowi się nic nie stanie. No i oczywiście z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział !!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na nowy rozdział....
http://caroline-klaus-love-for-ever.blogspot.com/