Znów ten zasraniec! Skąd on wiedział, gdzie mieszka Caroline? Jak on mógł być tak bezczelny!? Ot tak przyjść sobie do czyjegoś domu.Prosił moją ukochaną o opuszczenie mnie. Chciał, żeby poszła z nim, ale wątpię, że chciał ją "uszczęśliwić". Chciał tylko, abym cierpiał, aby każdy dzień bez niej był dla mnie ukłuciem bólu. Gdyby ona odeszła... W moje serce wbiłoby się tysiące igieł i codziennie dochodziła kolejna. Ale była ona zardzewiała, a jej szpic był grubszy niż powinien. Wiem to, bo pamiętam czasy, kiedy nie czuliśmy do siebie tego co teraz. Przynajmniej ona nie czuła. Kiedy tak swobodnie rozmawiała o zabiciu mnie. Kiedy chciała jak najszybciej przebić mnie kołkiem z białego dębu, ale gdyby to zrobiła zmarliby jej przyjaciele i ona.
- Wreszcie. - Wycedziła Elena.
Odruchowo spojrzałem w jej stronę. Jeszcze tydzień temu, bez wahania bym ją porwał i z jej krwi tworzył nowe hybrydy, ale teraz nie pozwalały mi na to dwie rzeczy.
Po pierwsze Caroline.
Nie byłaby mi w stanie wybaczyć tego, że zabiłem jej najlepszą przyjaciółkę, że wykorzystywałem jej krew do tworzenia sobie "rodziny". W sumie, to potrzebowałem towarzystwa, ale teraz to Caroline była wszystkim co miałem.
Po drugie jej nowa rasa.
Elena stała się wampirem. ie obchodziło mnie jak, gdzie i kiedy, ale stała się i jej krew była teraz bezużyteczna. Gdyby nie Caroline zemściłbym się. Zemściłbym się na wszystkich. A szczególnie na tym całym Matcie! To przez niego zostałem teraz tylko ja... No może miałem jeszcze kilka hybryd, ale sam już nie wiedziałem ile. Poza tym większość zapewne poszła własną drogą. Przy życiu trzymał ich argument powyżej.
Przycisnąłem do siebie Caroline i pocałowałem ją czule w usta. Dostrzegłem pełny obrzydzenia wzrok jej przyjaciółek. Zapewne najchętniej by się na mnie rzuciły, ale przeszkadzało im to, że nie dadzą rady mnie zabić, jeśli nawet mi się uda, wraz ze mną zginie wiele osób, poza tym Caroline mnie nie odrzucała. Wręcz przeciwnie. Była szczęśliwa, co sprawiało, że ja też taki byłem. Moje szczęście rosło i malało wraz z jej. Tak jakbyśmy byli połączeni. Jakby to były dwa słupki, które równo rosły... Lub malały.
Nigdy nie chciałem, żeby moja ukochana była nieszczęśliwa, ale nie zawsze byłem w stanie wywołać na jej twarzy szczery uśmiech, który tak bardzo kochałem. On był częścią jej. Tą najpiękniejszą. Gdy widziałem ją uśmiechniętą moje usta mimowolnie wykrzywiały się, szczerząc zęby. Nie był on nawet w jednej setnej tak piękny jak jej, ale zawsze coś.
- Halo! Tu ziemia! Możecie się puścić! Nikogo nie ma. Mój drogi Klausie, nikt nie ma zamiaru ci jej odbierać. - Drwiła Elena. Warknąłem na nią, ale rozluźniłem uścisk, którym przytrzymywałem przy sobie Caroline.
Nie chciałem, żeby choć na chwilę odchodziła. Czułem się wtedy samotny. Jakby zamknięto mnie w białym pokoju bez drzwi i okien i kazano tam siedzieć do końca wieczności co jakiś czas przynosząc zapasy krwi.
- Klaus... Elena ma rację... Możesz mnie puścić. Nie mam zamiaru nigdzie uciekać, ani nic. Słowo! - Uniosła do góry dwa palce ręki, a drugą złożyła na sercu.
Skinąłem głową i poszliśmy do salonu. Moja ukochana usiadła na kanapie i zrobiła dla mnie miejsce obok siebie. Poklepała je ręką spoglądając na mnie. Od razu skorzystałem z zaproszenia.
Dwie przyjaciółeczki musiały bez gadania zająć fotele.
- Wy tak... - Elena nie mogła się wysłowić. Machała rękami i robiła dziwne miny. - Długo to trwa? - Postanowiła nie owijać w bawełnę.
- Od śmierci Tylera. - Przyznała Caroline spuszczając głowę. Smuciła się. Przed oczami stanęły mi dwa słupki. Obydwa teraz malały z zawrotną szybkością.
Zdawało mi się, że moja ukochana załkała, słupki malały coraz szybciej. Musiałem je zatrzymać.
- Spokojnie. - Przytuliłem ją. Głaskałem ją po jej gładkich włosach, aż w końcu przestała płakać.
Bonnie i Elena przyglądały się temu w milczeniu. Po ich minie poznawałem, że pewnie chciałyby dodać teraz wiele komentarzy, ale dla nich szczęście Caroline było tak samo ważne, jak dla mnie. No... Może troszkę mniej.
- Jak to się stało? - Spytała Bonnie. - W naszym... - Urwała, bo Elena obdarzyła ją karcącym spojrzeniem. - W Klausie. - Poprawiła się.
- Ot tak. Po prostu. Uratował mnie przed swoim bratem i się stało. - Teraz była szczęśliwa. Dwa słupki w mojej podświadomości zaczęły szybko rosnąć.
Obydwie przyjaciółki spojrzały na mnie czekając na wyjaśnienia.
- Jak powiedziała. - Przyznałem. Nie miałem ochoty opowiadać o tym od początku. Niech sobie debilki myślą, że się wtedy zaczęło. Były ostatnimi osobami, którym chciałbym powiedzieć o moim uczuciu do Car.
Marzyłem teraz tylko o tym, żeby cokolwiek je stąd zabrało, albo wyrwało stąd mnie i moją ukochaną. Nie mogłem znieść tego całego przesłuchania. Najchętniej zatopiłbym kły w ich gardłach, ale po pierwsze Elena to wampir, więc nie mam zamiaru wypijać jej krwi. Dla niej poświęciłbym kołek, ale Bonnie to przecież tylko człowiek. Mogłem zaspokoić swój głód, którego teraz nie czułem, choć chyba bym chciał. Może udałoby mi się stamtąd wydostać, ale nic z tego. Wracając do moich poprzednich rozmyślań. Mógłbym wypić krew Bonnie, ale była nietykalna. Obydwie były nietykalne. Dzięki Car miały na czole wypisane "Gatunek chroniony!" widoczne tylko dla mnie.
Najchętniej bym to zmazał, ale moje ukochana by mi tego nie wybaczyła. No cóż. Takie życie zakochanego.
Caroline:
Czułam się cudownie. W ramionach ukochanego, przy przyjaciółkach. Jakby było zabranie rodzinne. Zebrali się wszyscy, których kocham, ale sami siebie nie darzyli tym uczuciem. Klaus siedział bez ruchu. Wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w telewizor próbując się doszukać jakiegoś obrazu. Przynajmniej takie wnioski wyciągnęłam. Tak jak on, czułam się skrępowana odpowiadając na te wszystkie pytania. Jak kretynka opowiadająca o swoim wielkim uczuciu.
Klaus nachylił się ku mnie. W końcu się ruszył. Pocałował mnie namiętnie. Nie byłam pewna, czy już nie mógł wytrzymać, czy chciał rozdrażnić Bonnie i Elenę, ale było to dla mnie cudowne. Chciałam więcej. Wpiłam się w jego wargi i położyłam dłonie na jego twarzy. Całowałam go coraz namiętniej. Och, gdybyśmy tylko byli sami mogłabym pozwolić sobie na więcej, ale nie teraz... Nie przy ludziach. No cóż - wampirzycy i czarownicy - ale powiedzmy, że ludziach.
Odsunęłam go od siebie delikatnie i czekałam na reakcję dziewczyn. Siedziały cicho. Spojrzałam w oczy ukochanego. Ten przepiękny brąz! To głębokie spojrzenie! Sprawiało, że tonęłam w blasku jego pięknych tęczówek. Zamrugał, ale potem od razu wpatrzył się w moje oczy, jak ja w jego.
W końcu ciszę przerwało coś głośnego. Rozbijające się szkło. A potem coś spadło na ziemię. Myślałam, że tylko mi się przesłyszało, ale Klaus odwrócił się w stronę korytarza. Patrzył w tamtą stronę zastanawiając się co ma zrobić.
W końcu wstał. Zrobiłam to samo. Od razu zareagował. Położył mi ręce na ramionach i naparł na nie z wielką siłą zmuszając mnie do siedzenia. Nie mogłam walczyć z taką siłą, ale nie chciałam zostać.
- Siedź tu, proszę. Zaraz wrócę. - Powiedział troskliwym tonem.
- Chcę iść z tobą. - Zaprotestowałam.
- Caroline...
- Chcę iść - stawiałam na swoim.
W końcu pokręcił teatralnie głową i przestał napierać na moje ramiona. Od razy wstałam i poszłam w stronę dochodzącego trzasku. Mój ukochany poszedł za mną. Dokładnie wiedziałam gdzie zostało co rozbite. To był mój pokój, a w kawałkach leżało moje okno. Na ziemi niedaleko łóżka leżał kamień. Wielki i biały... Biały? Nie! Nie był taki! Zapewne miał normalny kolor, ale był w coś owinięty.
Miałam rację. Wokoło "prezentu", który wpadł przez okno była owinięta kartka papieru. Miałam nadzieję, że nie będzie pusta, bo po co ktoś miałby owijać nią kamień i wrzucać do mojego pokoju?
Moje przypuszczania się sprawdziły. Na skrawku papieru były jakieś gryzmoły, które trudno mi było odczytać.
Och, Caroline...
Nie wiem jak możesz wybierać kogoś takiego! Kim on jest? Kogo sobą reprezentuje? A ja? Ja to co innego.
Moja propozycja wygląda tak:
Wyjedź ze mną i zostaw tego zasrańca. Co ty w nim widzisz? Ja dam ci wszystko co będziesz chciała! Pamiętaj o tym!
Propozycja będzie zawsze aktualna. Zgłoś się, gdy będziesz gotowa poznać prawdziwego mężczyznę.
Shinishi
Jak można być tak bezczelnym!? Co to miało być?! Co on sobie myślał? Że co!? Że kim ja jestem?! Że polecę na jego kasę (o ile ją ma)!? Za kogo on się uważał?! Byłam wściekła. Warczałam patrząc na niewyraźne pismo. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej podarłam liścik na malutkie kawałeczki i wyrzuciłam przez rozbite okno, po czym wysunęłam głowę i krzyknęłam na całe gardło:
- Wal się, Shinishi!!!
___________________________________
Jak wam się podoba rozdział? Mi nie za bardzo. Wiem, że brzydko piszę, ale tak źle chyba jeszcze nie było. Nie jestem z niego zadowolona. Piszcie waszą opinię, ale szczerze. Chcę wiedzieć co robię źle (choć w tym przypadku pewnie wszystko).
Rozdział był zajebisty ( sory za słownictwo, ale sama wiesz, że to u mnie codzienność ;d ). Kurde! Czemu Elena i Bonnie nie poszły?! Mogło być coś więcej... ;> Wiesz o co mi chodzi, nie? ;p Czekam na następny rozdział z wielką niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńHejoł!!! No więc rozdział był zacny ma wspaniala Milordzino ;P
OdpowiedzUsuńMasz tak wspaniałe pomysły!!! Kurde...czekaj, musze poszukac szczęki, gdzies mi spadla ;* Czekam z niecierpliwoscia na NN.
PS. serdecznie cie zapraszam na moje blogi
alice-jasper-jessy-hale-hstoria.blog.onet.pl
vaylet-cullen-story.blog.onet.pl
Serdecznie zapraszam!
Pa ;*
Rozdział jest po prostu czadowy :D
OdpowiedzUsuńI teraz z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :))
Super rozdział
OdpowiedzUsuńCzekam na następny,
Hej, jak będę miała więcej czasu na pewno przeczytam całe opowiadanie! :D tymczasem zapraszam na nową notkę do mnie. ;)
OdpowiedzUsuńhttp://be-safe-and-sound-klaus-caroline.blogspot.com/