Zasiadłem wygodnie przy barze i poczekałem aż Matt podejdzie. Nie trwało to długo. Od razu usłyszałem znajome pytanie "co podać?". Mógłby urozmaicić jakoś swoją wypowiedź. Wszyscy barmani na całym świecie wymawiali zawsze to samo zdanie, w różnych językach. Już mi się to znudziło.
- Whisky. - Odpowiedziałem bez wahania.
Matt nalał do szklanki trunek i podał mi go. Zapłaciłem i odwróciłem się w stronę baru, czekając, aż coś lub ktoś mnie zaskoczy.
Nie musiałem długo oczekiwać. Gdy przełknąłem ostatni łyk whisky, do baru wszedł mój odwieczny wróg. Gdybym był człowiekiem na pewno bym się zakrztusił.
Znów widziałem ten przeklęty uśmiech, który chciałem zapomnieć. Miał dla mnie nie istnieć. Miał zniknąć, ot tak! W końcu musiało się tak stać. Szczerzył swoje białe, równe zęby do wszystkich kobiet znajdujących się w pomieszczeniu. Nie zdawały sobie sprawy z tego, kim on jest, ale to był mój najmniejszy problem. Co mnie one obchodziły? Były to tylko ludzkie istoty, które prędzej, czy później umrą.
Przed oczami stanęła mi Caroline. Co jeśli już ją odwiedził? Zabiję drania, jeśli coś jej się stało. Jeszcze pożałuje!
Spojrzał w moją stronę. Jego brązowe oczy były pełne nienawiści i chęci zabijania. Wiedziałem, że wszystko jest skierowane do mnie. Obdarzył mnie swoim uśmiechem i skinął głową, chcąc powiedzieć przez to "witaj".
Jego przydługie, kruczoczarne włosy stały na jeża, a czerwone jak krew końcówki idealnie współgrały z czerwoną, skórzaną kurtką.
Wiedziałem, że nie przyszedł w pokojowych zamiarach, ale nie jest na tyle głupi, żeby próbować mnie zabić w miejscu publicznym.
Podszedł do jakiejś dziewczyny i usiadł naprzeciw niej. Była podekscytowana i wniebowzięta. Oddychała szybciej, a ręce zacisnęła w pięści i dzielnie odpowiadała na każde pytanie mojego wroga. Shinishi nie pozostawał jej dłużny. W końcu to ona pytała, ale była zbyt zajęta tym, żeby pamiętać o oddychaniu, więc pytanie "jak masz na imię?" padło co najmniej dwa razy. Tłumiłem w sobie śmiech przypatrując się jej zmaganiom. Co chwila poprawiała włosy i włożyła do ust gumę, żeby tylko wypaść jak najlepiej.
W końcu Shinishi wstał od stolika. Dziewczyna odruchowo złapała go za rękę. Oblał ją rumieniec.
- Przepraszam. - Powiedziała uśmiechając się. Była podenerwowana. W końcu puściła jego rękę z nadzieją, że jednak usiądzie z nią. Oczywiście, Shinishi nie zamierzał spełniać jej marzeń i poszedł w moją stronę.
Nie byłem już tak wyluzowany. Raczej spięty. Ściskałem w dłoni szklankę, w której znajdował się przed chwilą trunek. Shinishi zbliżał się. Doskonale słyszałem jego kroki.
Tup... Tup... Tup...
Nie bałem się go, chociaż wiedziałem, że jest silniejszy i ma broń. Jego ugryzienie zabija każdego wampira. Nie ważne ile żyłem. Ważne, że mnie to zabije i tyle. Caroline też... Więzy krwi. Dlaczego to wszystko musi być tak skomplikowane!? Moje życie było nieważne jeżeli w grę wchodziło też życie Caroline. Wolałbym, żeby Stephanie Mayer miała rację. W "Zmierzchu" gdyby zabito tych całych Włochów nie ucierpiałyby na tym inne wampiry. Tam wyglądało to zupełnie inaczej.
- Klaus. - Uśmiechnął się Shinishi.
Pogrążony w rozmyślaniach zapomniałem o jego obecności. Potrząsłem głową.
- Shinishi. - Przedrzeźniałem go.
- Ach, to twoje poczucie humoru... - Śmiał się. - Zero zabawności. - Dodał z miną pokerzysty.
- Jaka szkoda.
- Zaskoczyłem cię. - To nie było pytanie, lecz stwierdzenie.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć.
- Myślałeś, że już nigdy mnie nie zobaczysz i będziesz mógł żyć z tą całą Caroline, tak? Ale co byś powiedział na coś takiego. Zabiję cię, a potem to ja będę żył długo i szczęśliwie z tą przepiękną wampirzycą?
Wiedziałem, że chce mnie zdenerwować. Chciał mnie sprowokować, żebym go zaatakował. Musiałem się opanować, więc tylko zacisnąłem zęby.
- Wal się, Shinishi! - Warknąłem.
- Mama cię nie nauczyła, że trzeba być miłym dla gości? - Był na dobrej drodze, lecz nie chciałem ustąpić.
Wyszedłem z baru słysząc za sobą tylko donośny śmiech wroga. Można powiedzieć, że wygrał to starcie, ale prawdziwa wojna miała się zacząć.
Miałem nadzieję, że nie zrobił nic Caroline. Rzuciłem się biegiem przez las chcąc tylko dotrzeć do domu ukochanej i sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Nie przejmowałem się, że ktoś mnie zobaczy. Po prostu biegłem ile mogłem.
Shinishi jest wolniejszy, więc nie dotrze tam przede mną.
Caroline:
Obudziłam się w łóżku, w swoim pokoju. Obok mnie leżała Elena, a z drugiej strony Bo... Bonnie? Gdzie ona jest? Rozejrzałam się i spostrzegłam ją na ziemi.
- Och. - Jęknęłam cicho i zeszłam z łóżka. Wzięłam przyjaciółkę na ręce i położyłam na miejscu, gdzie leżałam wcześniej.
Usłyszałam dzwonek do drzwi i w wampirzym tempie je otworzyłam.
- Caroline, nic ci nie jest? - Spytał przerażonym tonem łapiąc mnie na nadgarstki i wpychając do środka. Rozejrzał się uważnie po mieszkaniu. Podążałam swoim wzrokiem za jego, ale widziałam tylko wystrój mojego mieszkania.
- Co się stało? - Spytałam z nadzieją, że udzieli mi więcej informacji.
- Shinishi. Przyjechał za nami...
- Co!?
No tego to się nie spodziewałam.
- Przyjechał. Spotkałem go w Grill'u. Musiałem sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku.
- U mnie wszystko w porządku. - Zakomunikowałam.
Przytulił mnie mocno do siebie. Byłam taka szczęśliwa. W jego ramionach czułam się jak nowo narodzona. Jakby świat nie istniał. Zamknęłam oczy i położyłam głowę na jego ramieniu.
Czułam się tak cudownie. W końcu jednak KTOŚ musiał zrobić COŚ! Po prostu weszła Elena i odchrząknęła. Klaus odskoczył ode mnie jak poparzony.
Spojrzałam na przyjaciółkę zezłoszczona.
- Przepraszam, że przerwałam. - Powiedziała.
- Nic nie szkodzi. - Powiedziałam z sarkastycznym uśmiechem.
Elena wywróciła oczami i poszła do kuchni.
Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Shinishi.Aż odskoczyłam do tyłu. Klaus odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, żeby spojrzeć na wroga i objął mnie w talli.
- Widzę, że zdążyłeś przede mną. - Zakomunikował z uśmiechem.
Wtuliłam się bardziej w Klausa.
- Naprawdę wolisz jego? - Spytał z niedowierzaniem. - Nie chciałabyś spędzić tak reszty wieczności ze mną?
Mój ukochany warknął. Jak łatwo przychodziło Shinishi'emu wyprowadzenie go z równowagi... Przycisnęłam go do siebie mocniej.
- Wynoś się. - Zakomunikowałam.
- Nie tak ostro. - Rzucił.
- Kto to? - Spytała Elena. Odwróciłam się i stała tuż za mną. Była zdziwiona. Zaraz potem doszła Bonnie.
- O, widzę, że macie tutaj sobowtóra i czarownicę. Fajną macie grupkę przyjaciół. - Śmiał się.
- Bonnie, zrób coś. - Szepnęłam.
Wzruszyła bezradnie rękami.
- Nie wiem, co to. - Powiedziała.
- Shinishi. - Przedstawił się moim przyjaciółką. - Piekielny Shinishi. - Poprawił się.
- Idź stąd! - Wykrzyknęłyśmy wraz z dziewczynami chórem.
Klaus rzucił się na niego i wypchnął z mieszkania.
- Jeszcze tu wrócę! - Zakomunikował i już go nie słyszeliśmy.
___________________________________
Co sądzicie o rozdziale? Podoba wam się? Tak? Nie? Komentujcie! Przyjmę każdą opinię.
Komentujcie!
Świetnee...*.* .
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnych rozdziałów.
Bardzo proszę o komentowanie mojego bloga: http://marleyowa.blogspot.com/
Genialny rozdział ! *.* !! Już nie mogę się doczekać kolejnego ! ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny, dodaj kolejny jak najszybciej możesz. :*
OdpowiedzUsuńZajebisty! Ohhh, nie mogę się doczekać kolejnego )
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Rozbawił mnie moment, kiedy Elena weszła do kuchni. ;d Kiedy NN?
OdpowiedzUsuńPostaram się, żeby był niedługo. :D
Usuń