Klaus mnie pocałował tak czule i delikatnie, że poczułam jakbym wirowała w powietrzu. Czułam się taka lekka i co najważniejsze.... Zakochana.
Po chwili jednak poczułam, że nie mogę tak. Kilka godzin temu zmarł mój chłopak, a ja? Ja całuję się z moim wrogiem. Oderwałam głowę.
- Klaus... Ja... Ja przepraszam... Nie mogę. - Powiedziałam ze smutkiem i wybiegłam z pomieszczenia.
- Caro... - usłyszałam za sobą, lecz nie wiedziałam dlaczego nie dokończył wymawiać mojego imienia. Jak ja mogłam być taka głupia, żeby uciec!? Chciałam wrócić, ale było już za późno. Nie miałam pojęcia, co mam zrobić, żeby mi wybaczył, ale co najgorsze ja się w nim zakochałam i nie potrafię go tak po prostu opuścić.
Właśnie wchodziłam do swojego pokoju kiedy uświadomiłam sobie, jak bardzo go kocham i jak za nim tęsknię.
Podeszłam powoli do okna, czując na policzkach mokry płyn. Stałam tam kilka minut, aż zauważyłam piękną twarz pokrytą rudawym meszkiem. Jego krótko ścięte, rudawe włosy przypominały mi tylko jedną osobę. Klaus. Myślałam, że odbija się w szkle i tak naprawdę stoi za mną. Odwróciłam się pospiesznie, ale nie było nikogo. Co najgorsze odbicie w oknie również zniknęło.
Mijało wiele tygodni, a ja byłam pogrążona w smutku. Utraciłam Tylera i Klausa. Zażenowana wybrałam się do domu zmarłego chłopaka. Musiałam przejrzeć coś w jego rzeczach.
Dotarcie nie zajęło mi wiele czasu. Po kilku minutach znajdowałam się przed wielkim budynkiem. Powoli weszłam do środka i cichutko zmierzyłam do pokoju Tylera. Od razu rozpoczęłam poszukiwania, lecz w pierwszej szafce biurka znalazłam coś dziwnego. Bilet do Europy... w jedną stronę. A był tylko jeden.
Chciał wyjechać!? Chciał mnie zostawić! Jak on mógł. Nagle moich uszu dobiegł znajomy dźwięk.
- Caroline...? - spytała Carol. Matka Tylera. - Co ty tu robisz!? - syknęła jadowicie jak wąż.
- Ja... - Powiedzenie, że zgubiłam bransoletkę, byłoby żałosne. Najlepiej byłoby wymazać jej wspomnienia, ale burmistrz Lockwood codziennie piła herbatę z werbeną. Postanowiłam wrócić do wymówki z bransoletką. - Ja... Zostawiłam tu kiedyś bransoletkę...
- Caroline. - Pani burmistrz popadła w bezczelny śmiech, a ja nie do końca wiedziałam co ze sobą zrobić. Plątałam się po jej mieszkaniu. Miała prawo się zdenerwować.
- Tak naprawdę chciałam z panią porozmawiać, ale nie było pani w domu. Wyszłam na górę, bo chciałam sprawdzić, czy nie zastanę pani tutaj.
Kobieta była rozpromieniona. Widocznie nie wiedziała o śmierci syna. Nie chciałam jej o tym opowiadać.
- A więc o czym chciałaś rozmawiać?
I tutaj zaczęły się schody. Uśmiechnęłam się i rozglądnęłam błagalnie po pokoju.
- Nic ważnego... - Próbowałam jakoś ją spławić, ale nie dawała za wygraną.
- Skoro już tu jesteś to mi o tym powiedz.
- Eh... - biegałam wzrokiem po pokoju i... nic nie przychodziło mi do głowy. - Chciałam spytać panią o... - Znów nie potrafiłam się wysłowić. Zaczęłam używać gestykulacji rąk powtarzając: "O... ten. No wie pani...", ale nie dawała się nabrać.
- Caroline mów. - Powiedziała zniecierpliwiona.
- Chciałam panią spytać, czy moja mama mówiła pani coś na temat jej ostatniego zachowania. - przypomniałam sobie, że ostatnio moja mama jest strasznie zabiegana i ledwo może połączyć koniec z końcem. Teraz odetchnęłam z ulgą.
Pani burmistrz przez chwilę mówiła mi, że nie wie nic na ten temat, ale jak się dowie to od razu mnie powiadomi. Szczerze mówiąc nie zwracałam na nią uwagi. Cieszyłam się, że coś wymyśliłam, bo pewnie wylądowałabym za kratkami.
Gdy kobieta skończyła wypowiedź podziękowałam grzecznie i wyszłam przez otwarte na oścież drzwi. Matka Tylera nie odprowadziła mnie tylko pogrzebała w książkach, jakby podejrzewała, że coś zabrałam.
Zbiegłam na dół po schodach oddychając głośno i spostrzegłam, że ktoś stoi przed czarnym volvo. Mężczyzna śmiał się.
- Szukałaś bransoletki? Naprawdę? - Klaus był w dobrym nastroju. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się w ramiona niepewna co robię i czy to nie jest złe. Nie odepchnął mnie. Wręcz przeciwnie. Przycisnął do siebie tak mocno, jakbym chciała uciec, ale nie mogłam. Nie potrafiłam.
- Chodźmy, bo jeszcze nas Carol zobaczy. - Powiedziałam ze szczerą obawą, ale on tylko się zaśmiał i otworzył mi drzwi pasażera.
Wsiadłam posłusznie i czekałam, aż on zasiądzie za kierownicą. Nie minęła sekunda, a Klaus już odpalał silnik.
- Mój wóz! - wrzasnęłam zrywając się z miejsca.
- Spokojnie. Zajmę się tym.
Nie kłamał. Po kilku minutach znalazłam się przed jego mieszkaniem, przed którym stał mój samochód.
- Jak to zrobiłeś!? - spytałam z niekrytą ciekawością.
- Mam swoje sposoby. - zaśmiał się i wyszedł z samochody. Nie minęła sekunda, kiedy dostojnym krokiem otwierał mi drzwi.
_______________________________
Co sądzicie? Podobało się? Ja jestem mało zadowolona z rozdziału, ale proszę o komentowanie.
Właśnie wchodziłam do swojego pokoju kiedy uświadomiłam sobie, jak bardzo go kocham i jak za nim tęsknię.
Podeszłam powoli do okna, czując na policzkach mokry płyn. Stałam tam kilka minut, aż zauważyłam piękną twarz pokrytą rudawym meszkiem. Jego krótko ścięte, rudawe włosy przypominały mi tylko jedną osobę. Klaus. Myślałam, że odbija się w szkle i tak naprawdę stoi za mną. Odwróciłam się pospiesznie, ale nie było nikogo. Co najgorsze odbicie w oknie również zniknęło.
Mijało wiele tygodni, a ja byłam pogrążona w smutku. Utraciłam Tylera i Klausa. Zażenowana wybrałam się do domu zmarłego chłopaka. Musiałam przejrzeć coś w jego rzeczach.
Dotarcie nie zajęło mi wiele czasu. Po kilku minutach znajdowałam się przed wielkim budynkiem. Powoli weszłam do środka i cichutko zmierzyłam do pokoju Tylera. Od razu rozpoczęłam poszukiwania, lecz w pierwszej szafce biurka znalazłam coś dziwnego. Bilet do Europy... w jedną stronę. A był tylko jeden.
Chciał wyjechać!? Chciał mnie zostawić! Jak on mógł. Nagle moich uszu dobiegł znajomy dźwięk.
- Caroline...? - spytała Carol. Matka Tylera. - Co ty tu robisz!? - syknęła jadowicie jak wąż.
- Ja... - Powiedzenie, że zgubiłam bransoletkę, byłoby żałosne. Najlepiej byłoby wymazać jej wspomnienia, ale burmistrz Lockwood codziennie piła herbatę z werbeną. Postanowiłam wrócić do wymówki z bransoletką. - Ja... Zostawiłam tu kiedyś bransoletkę...
- Caroline. - Pani burmistrz popadła w bezczelny śmiech, a ja nie do końca wiedziałam co ze sobą zrobić. Plątałam się po jej mieszkaniu. Miała prawo się zdenerwować.
- Tak naprawdę chciałam z panią porozmawiać, ale nie było pani w domu. Wyszłam na górę, bo chciałam sprawdzić, czy nie zastanę pani tutaj.
Kobieta była rozpromieniona. Widocznie nie wiedziała o śmierci syna. Nie chciałam jej o tym opowiadać.
- A więc o czym chciałaś rozmawiać?
I tutaj zaczęły się schody. Uśmiechnęłam się i rozglądnęłam błagalnie po pokoju.
- Nic ważnego... - Próbowałam jakoś ją spławić, ale nie dawała za wygraną.
- Skoro już tu jesteś to mi o tym powiedz.
- Eh... - biegałam wzrokiem po pokoju i... nic nie przychodziło mi do głowy. - Chciałam spytać panią o... - Znów nie potrafiłam się wysłowić. Zaczęłam używać gestykulacji rąk powtarzając: "O... ten. No wie pani...", ale nie dawała się nabrać.
- Caroline mów. - Powiedziała zniecierpliwiona.
- Chciałam panią spytać, czy moja mama mówiła pani coś na temat jej ostatniego zachowania. - przypomniałam sobie, że ostatnio moja mama jest strasznie zabiegana i ledwo może połączyć koniec z końcem. Teraz odetchnęłam z ulgą.
Pani burmistrz przez chwilę mówiła mi, że nie wie nic na ten temat, ale jak się dowie to od razu mnie powiadomi. Szczerze mówiąc nie zwracałam na nią uwagi. Cieszyłam się, że coś wymyśliłam, bo pewnie wylądowałabym za kratkami.
Gdy kobieta skończyła wypowiedź podziękowałam grzecznie i wyszłam przez otwarte na oścież drzwi. Matka Tylera nie odprowadziła mnie tylko pogrzebała w książkach, jakby podejrzewała, że coś zabrałam.
Zbiegłam na dół po schodach oddychając głośno i spostrzegłam, że ktoś stoi przed czarnym volvo. Mężczyzna śmiał się.
- Szukałaś bransoletki? Naprawdę? - Klaus był w dobrym nastroju. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się w ramiona niepewna co robię i czy to nie jest złe. Nie odepchnął mnie. Wręcz przeciwnie. Przycisnął do siebie tak mocno, jakbym chciała uciec, ale nie mogłam. Nie potrafiłam.
- Chodźmy, bo jeszcze nas Carol zobaczy. - Powiedziałam ze szczerą obawą, ale on tylko się zaśmiał i otworzył mi drzwi pasażera.
Wsiadłam posłusznie i czekałam, aż on zasiądzie za kierownicą. Nie minęła sekunda, a Klaus już odpalał silnik.
- Mój wóz! - wrzasnęłam zrywając się z miejsca.
- Spokojnie. Zajmę się tym.
Nie kłamał. Po kilku minutach znalazłam się przed jego mieszkaniem, przed którym stał mój samochód.
- Jak to zrobiłeś!? - spytałam z niekrytą ciekawością.
- Mam swoje sposoby. - zaśmiał się i wyszedł z samochody. Nie minęła sekunda, kiedy dostojnym krokiem otwierał mi drzwi.
_______________________________
Co sądzicie? Podobało się? Ja jestem mało zadowolona z rozdziału, ale proszę o komentowanie.
Ogólnie masz fajny styl pisania. Rozdział też jest dobry, ale następnym razem staraj się wprowadzić więcej akcji. Żeby to nie była tylko opowieść o szczęśliwej miłości. Coś powinno im stanąć na drodze do szczęścia :))
OdpowiedzUsuńhttp://emocjewampira.blogspot.com/
Super! Bardzo fajnie, że Caroline kocha Klausa! Nie mogę się doczekać do NN!
OdpowiedzUsuńZajebista notka <3 Koham Klausa i Caroline <3 zapraszam także na mojego bloga http://tvd-caroline-klaus.blogspot.com/ zapraszam <3
OdpowiedzUsuń